czwartek, 29 maja 2014

PRACE DYPLOMOWE "BIEGACZE", (MASTER'S DEGREE WORKS "RUNNERS")


  

Biegacze - Portrety, technika mieszana na papierze, 102X230cm, 2014 (Runners - Portraits, mixmedia on paper, 2014)



Biegacze V, 114X200cm, akryl, olej na płótnie, 2014, (Runners V, acrilic, oil on canvas, 2014)

  


Biegacz I, 110X120cm, akryl, olej na płótnie 2014, (Runner I, acrylic, oil on canvas, 2014)

  


Biegacz II, 100X110cm, olej, akryl na płótnie 2014, (Runner II, acrilic, oil on canvas, 2014)

  


Biegacz III, 100X110cm, olej, akryl na płótnie 2014, (Runner, acrilic, oil, on canvas, 2014)

   

  
Biegacze lewa strona, 140X150cm olej, akryl na płótnie 2014, (Runners left side, acrilic, oil on canvas, 2014)

   


Biegacze prawa strona, 140X150cm, akryl olej na płótnie, 2014, (Runners right side, acrilic, oil on canvas, 2014)




Biegacze, dyptyk, 140X300cm, akryl, olej na płótnie, 2014, ( Runners, diptych, acrilic, oil on canvas, 2014)

   

Biegacze III, 100 X 160cm, akryl, olej na płótnie, 2014, (Runners III, acrilic, oil on canvas, 2014)




Stałem w milczeniu przed ciemnym obrazem,
przed płótnem, które mogło zamienić się
w płaszcz, koszulę, chorągiew,
lecz stało się kosmosem(…)

Adam
Zagajewski
Fragment wiersza „Płótno”




Wstęp

Każda czynność, którą wykonujemy, wiąże się z jakimś określonym celem lub potrzebą. Co jest celem malarstwa i z jakiej potrzeby się rodzi? Czy ją zaspokaja?
Może wydać się dziwne, że zastanawiam się nad tym dopiero teraz. Pewnie bardziej na miejscu byłoby pytać o to przed dokonaniem decyzji o pójściu na studia.
Słusznie. Lecz pytanie to wydaje mi się na tyle ważne, że powinno towarzyszyć malarzowi przez całe jego życie. Powinno weryfikować jego pracę.
Śledząc zjawisko, jakim jest dzisiejszy „świat sztuki”, mam wrażenie, że jest on bardzo podporządkowany kategoriom rynkowym, a dyskusję na temat sensu malowania czy sztuki, przysłaniają coraz to nowsze notowania i rankingi. Atrakcyjność dzieła mierzy się na aukcjach i na targach. Banał zastępuje myślenie. Biznes –sens. Wartości  komercyjne - wszystkie inne.[1]

(Od kiedy filozof sztuki Arthur Danto (1964 r.)wprowadził  pojęcie „świata sztuki”, przesunął punkt ciężkości w ocenie dzieła, z jego zewnętrznych cech, na kontekst. Na skutek tych zmian, powstała  z kolei  teoria instytucjonalizacji.  Jej autor, George Dickie, twierdził, że dziełem sztuki jest każdy przedmiot przedstawiony do oceny.)

Obecna sytuacja jawi mi się jako istnienie obok siebie dwóch przeciwnych sobie paradygmatów dzieła. Jeden, który można uznać za ten nowoczesny, który zależy w zupełności od rynku, kontekstu, opinii, promocji i pieniędzy, oraz drugi, tradycyjny, który zakłada, że w dziele sztuki mamy do czynienia z jakimś przejawem prawdy transcendentalnej.
Jest we mnie ogromna tęsknota za tym, co prawdziwe, co szczere.  Co rodzi się z osobistego doświadczania: rzeczywistości, innych ludzi, tajemnicy. Co jest świadectwem pokory i autentycznej pracy. Dosyć mam dyktatury banału, który spłyca to co głębokie, wyśmiewa to co wartościowe, rezygnuje z treści,  pozbawia nadziei. Nie wierzę różnego rodzaju chwilowym modom.
Sztuka daje możliwość dostrzeżenia tego, czego nie widać w rzeczywistości. Co jest ponadczasowe. Zresztą, czy rzeczywistość to tylko to co widać? To, co można dotknąć? Zmierzyć? Sztuka stawia nas wobec tajemnicy[2], pozbawia pewności siebie. Uwalnia ze schematów. Obdarza nas przecież nowym myślącym (twórczym)spojrzeniem – na drugiego człowieka i na samych siebie.
Jestem przekonany, że w sztuce nie chodzi o sztukę. Możemy o niej mówić jedynie wtedy, gdy między odbiorcą a dziełem dochodzi do specyficznej relacji, której wynikiem jest jakaś wewnętrzna przemiana lub przynajmniej wzruszenie. Kicz,  przeciwieństwo sztuki, pozostawia nas tylko na powierzchni płótna sprawia, że rzecz staje się idolem.  Malowidła to tylko przedmioty, które bez człowieka nie mają żadnego sensu. Nie istnieją.
Artur Schopenhauer pisze:
„Przed obrazem powinno stać się jak przed władcą, w oczekiwaniu, czy i jak się odezwie, i (…) nie należy odzywać się samemu, bo wówczas słyszy się tylko własny głos”[3]

Mocno rezonują w mojej głowie te słowa.  Jak często słyszę tylko własny głos? Ile obrazów, które oglądałem ,które malowałem, stały się dla mnie pomnikiem własnych poglądów, spostrzeżeń, uwag? Ile razy były dla mnie odkryciem?
Ale, czy obraz ma charakter władczy? Przecież nie rozkazuje, do niczego nie przymusza. Nie narzuca się. Można go zignorować, nie zauważyć.
 Z własnego doświadczenia wiem, że malowanie nie przychodzi  łatwo. Towarzyszy mi poczucie niedosytu i niespełnienia zamierzeń, intencji w moich pracach. Mam wrażenie, że nie jestem w stanie odtworzyć dokładnie tego, co mam w głowie, na płótno. Mam jakiś pomysł, ale malując uświadamiam sobie, jak daleko jestem od jego realizacji. Tak naprawdę, nadużyciem jest mówić, że „mam” pomysł. Przecież in-spiracja, jak wskazuje sama nazwa, jest czymś co przychodzi. Nie tkwi we mnie. Nie należy do mnie. Czym więc jest? Rodzajem daru?
Maluję następny obraz, rysuję następny rysunek. Próbuję w inny sposób.
Nie chcę tu stwierdzić, że malowanie to rodzaj udręki, czy niekończącego się poszukiwania skazanego na błądzenie. Może jest raczej odnajdywaniem? Przecież, kiedy szukam - to wiem czego, a kiedy odnajduję - jestem otwarty na to co spotkam. W pierwszej postawie dominuje zamknięcie,  w drugiej jest miejsce na zdziwienie, a jak mawiali starożytni Grecy, jest ono początkiem poznania.
 Pokorna postawa odkrywania pozwala prawdzie odsłonić się przed nami, otwiera nam oczy.
 Jej przeciwieństwem jest uznanie kreacyjnej mocy sztuki, która projektuje swoją własną wizję świata.

Cykl

Na spotkaniu tego, co ludzkie, ograniczone zdolnościami poznawczymi oraz przychodzącej do nas inspiracji – pojawia się zaskoczenie. Świadomość obcowania z czymś, co wymyka się naszym ramom, powoduje chęć odkrywania, poznania, odnalezienia istoty rzeczy. Droga docierania do jak najwierniejszego odtworzenia tego przeżycia jest często długa i wymaga więcej niż jednego obrazu.
Jest to doświadczenie wielu artystów. Dowodzą tego cykle graficzne Goi, obrazy Picassa, Velázqueza, Soutina, niekończące się serie Gerharda Richtera, „Rowerzyści” Mieczysława Wejmana, prace Adama Hoffmana, gwasze czy oleje Andrzeja  Wróblewskiego, Jerzego Nowosielskiego, Tadeusza Brzozowskiego, i wielu innych. Wszystkie one stały się mi szczególnie bliskie. Jestem pod wrażeniem ich konsekwencji oraz skupienia na konkretnym motywie lub sytuacji.  Do tego stopnia, że byli w stanie, jak choćby Roman Opałka, poświęcić jednej idei całe swoje życie.
Pamiętam pewną martwą naturę z II roku moich studiów. Miała formę aranżacji na środku pracowni. Styropianowa kolumna, stary but, zużyty parawan, korzeń, garnek, wisząca draperia. W pewnym momencie pojawiła się, wydała mi się scenografią mówiącą o ukrzyżowaniu. Zacząłem pracować.  
Na początku były to rysunki, potem malarstwo, od bardziej realistycznych przedstawień skierowałem się w stronę metafory, w stronę abstrakcji. Cały czas czułem niespełnienie każdej pracy, tak jakby treść mnie przerosła. Próbowałem jeszcze inaczej, pojawiały się następne obrazy.  
Przyszedł moment, kiedy uświadomiłem sobie, że wszystko, co robiłem było tylko zabawą formą, dekoracją. Straciłem (może tymczasowo), poczucie  potrzeby kontynuacji. Jakbym już nie był przekonany. Może nie miałem racji, może to nie była prawda o tym wydarzeniu.
Niesamowite doświadczenie. Bardzo trudne, ale jakże potrzebne w pracy. Nie jest łatwo zaprzeczyć sobie.
Ważnym dla mnie elementem w mojej pracy jest rysunek. Poszukiwania prowadzone z „ołówkiem w ręku”  -  czy to w szkicowniku, czy w postaci osobnych prac  - stanowią dla mnie punkt wyjścia do dalszych poszukiwań na płótnie.  W zasadzie nie traktuje rysunku jako czegoś odrębnego od malarstwa. Malarstwo może być rysunkiem i rysunek może być malarstwem - jedno i drugie ma potencjał stać się obrazem.



Biegacze

„(…) Fotografie zawsze mnie prześladowały. (…) Sądzę, że chodzi o to niewielkie odejście od rzeczywistości, które sprawia, że rzeczywistość uderza mnie jeszcze mocniej. Obraz fotograficzny sprawia że zastanawiam się nad rzeczywistością głębiej niż bym na nią patrzył.”[4]
Francis Bacon
Nie jestem sympatykiem twórczości Bacona, ale  wypowiada tu bardzo ważną dla mnie rzecz.  
Obraz, przywołując rzeczywistość, ponownie odsyła nas do niej i sprawia, że patrzymy na nią głębiej. 
Doświadczyłem czegoś podobnego oglądając fotografie sportowców wykonane na linii mety.
Są to tzw. Fotofinisze. Robi się je w celu określenia zwycięzcy z większą dokładnością.
Uderzyła mnie  pewna ich „oschłość”.  Wykonane są przez automat. Spust migawki wywołuje fotokomórka. Krótki czas naświetlania. Funkcja czysto pragmatyczna – sprawdzić kto wygrał.
Nikt ich nie aranżował. Są czysto przypadkowe.
Twarze sprinterów są napięte, pojawia się grymas, ciała nienaturalnie wygięte, zniekształcone.
Wiszą tak  unieruchomieni w niewygodnej pozycji. Jakby trwanie w niej było męką i wiązało się
z nadludzkim wysiłkiem. Na chwilę przed metą i nigdy za nią. Zatrzymani. Uwieczniony moment największego napięcia, wychylenia do przodu.
Biegnące postacie pojawiły mi się jako oderwane, zawieszone w dziwnej przestrzeni. Przestała ona być bieżnią, nie widać wiwatujących tłumów, nie widać linii mety. Może to arena, na której ludzkie ciało poddane jest dręczeniu? Scena dramatu? Klatka?
Zacząłem przyglądać się temu z pewnym niezadowoleniem, rodzajem smutku, współczucia.
O czym jest ta opowieść? O sporcie? O bieganiu?

Biec bez celu? Cały swój wysiłek wkładając tylko w jakość tego biegu?
Czy mogę biec bez myśli o mecie? Nie
Gdzie jest meta?
Oni chyba wiedzą, biegną tak szybko. Dogonię ich. Nie oddycham.
Muszę uważać żeby nie nabawić się kontuzji. Moje mięśnie muszą być rozgrzane.
Trening. Zwycięstwo. Sława. Prestiż.


Kim są ludzie biegnący obok? Nie ma ich. Jestem sam, a w oddali moja meta!
Biec coraz szybciej!
Wstrzymam oddech meta już za moment!
Czemu się nie zatrzymują? Biegnę dalej. Doganiam ich.
Tam dalej, widzę ich mety! Powietrze, stawia opór.
Brak sił. Nie oddycham. Bieżnia jest mokra. Odbijam się w niej.  Zlewam się z nią.
To chyba koniec, słyszę oklaski.
Błysk flesza mnie oślepia.
Nic nie widzę.
Nie oddycham.
Wyścig trwa.
To przeżycie, którego doświadczyłem oglądając biegnących ludzi, stało się dla mnie punktem wyjścia do namalowania cyklu prac. Początkowo pracowałem na papierze, a potem na płótnie. Spodobała mi się odkrywana  metaforyczność.  Każdy obraz odsłaniał przede mną nowe możliwości. Zmiana perspektywy, wielkości  płótna, relacje pomiędzy postaciami a także pomiędzy obrazami, wszystko to powodowało, że historia którą malowałem nabierała dla mnie jeszcze innego znaczenia. Czułem potrzebę dalszego rozwijania.


Obraz Utracony

To, że wciąż malujemy, dowodzi, że jest w nas pewne odwieczne pragnienie, które ciężko zaspokoić. Jakie to pragnienie? Jestem przekonany, że nie jest to pragnienie otaczania się ładnymi przedmiotami. W kontakcie ze sztuką doświadczamy czegoś ponadczasowego, czegoś co sprawia, że oglądając pracę człowieka który malował ją 500 lat temu, mamy poczucie aktualności. Nurtowały go podobne pytania i dylematy dotyczące życia, śmierci, istnienia
Pragnienie malowania jest więc próbą odnalezienia sensu? [5]
Jest taki fresk, autorstwa Fra Angelico, który znajduje się w jednej z cel klasztoru San Marco we Florencji. Przedstawia scenę wyszydzania Chrystusa, który siedzi na czymś w rodzaju tronu.
Ma zasłoniętą twarz, lecz wyczuwamy Jego spojrzenie. Rozciągnięta za jego plecami błękitna płachta, staje się tłem przedziwnej, wręcz surrealistycznej sytuacji. Wokół głowy Jezusa namalował Fra Angelico zawieszone w powietrzu  dłonie. Jakby odcięte, jak rękawiczki.
Po lewej stronie ukazana jest  także „lewitująca” głowa człowieka, który pluje Chrystusowi
w twarz. Całość nabiera, zapewne zgodnie z założeniem malarza, znaczenia symbolicznego.  Pokazuje pogardę wobec drugiej osoby, ale także prawdy, którą ze sobą niesie. Prawdy o nas samych. Kiedy patrzę na ten obraz, przychodzi mi do głowy scena procesu  Jezusa przed  Herodem.
Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył, bo od dłuższego czasu chciał go zobaczyć. Słyszał bowiem o Nim i spodziewał się ujrzeć jakiś znak dokonany przez Niego. Zadawał mu więc wiele pytań.
Lecz Jezus na żadne z nich nie odpowiedział.
Byli przy tym obecni wyżsi kapłani i nauczyciele Pisma, którzy gwałtownie Go oskarżali. Wtedy Herod wraz ze swoimi żołnierzami okazał Mu pogardę.
Wyszydził go, ubrał w lśniącą szatę i odesłał z powrotem do Piłata.
Łk 23, 8-11[6]


Milczenie Chrystusa wydaje się czynić Go obrazem. Symbolem odrzucenia. Dążenie Heroda natomiast –symbolem zamknięcia i  projekcji własnych pragnień.  Herod odrzuca obraz. Dostrzegam tu wiele analogi związanych z odbiorem sztuki.
Od czego zatem zależy, czy materialna rzecz, człowiek, natura lub cokolwiek innego, stanie się dla mnie obrazem?
Może od mojej odpowiedniej postawy. Wydaje mi się że powinna mieć ona charakter przyjmujący. Obraz wymaga od nas otwartości na doświadczenie Innego. Rezygnacji z siebie – czyli milczenia, po to żeby coś usłyszeć. Czyżby więc pierwszym krokiem w odbiorze sztuki była cisza?






Bibliografia:
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Wydawnictwo Święty Paweł.
Adam Zagajewski, „Późne święta”, Państwowy Instytut wydawniczy, 1998r.
Bożena Stokłosa, „Świat sztuki - czym jest i jak go badać”, Esej na kanwie książek: Sarah Thornton, Siedem dni w świecie sztuki, Propaganda, Warszawa 2011 (I wyd. ang. 2008, II 2009) i Hans van Maanen, How to Study Art Worlds. On the Societal Functioning of Aesthetic Values, Amsterdam University Press, Amsterdam 2009
Artur  Schopenhauer
, „O istocie sztuki”, http://tbendig.w.interia.pl/filozofia/istota_sztuki.pdf
David Silvester, „Brutalność faktu, rozmowy z Francisem Baconem”, Zysk i S- ka Wydawnictwo, 1997r.
Paweł Forenski, „Ikonostas i inne szkice”, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1984
Janusz Krupiński, „Dwa ideały, łaski i mocy twórczej”, http://www.krupinski.asp.krakow.pl/
Tomasz Biłka OP,
„Radość Heroda”, Artykuł dla magazynu RUAH, Jarosław 2013
Jerzy Nowosielski „Sacrum w sztuce”, Wywiad z Elżbietą Dzikowską, „Artyści mówią”, Wydawnictwo Rossikon Press 2011


[1] Chodzi mi przede wszystkim o świat wielkich galerii, które punktują, otwierając lub zamykając drzwi do uznania. Jakby wszystko to, co poza tymi układami, nie było warte uwagi, inwestycji.
Pokusa wejścia w ten światek jest duża, często oznacza wybór pomiędzy dalszym malowaniem a szukaniem innego zajęcia i rozwijaniem malarstwa jako swojego hobby. Pokusa jest dokładnie taka sama, przed jaką stawali artyści w czasach socrealizmu. Przecież dzisiaj też promuje się pewien model myślenia. Model pewnej poprawności światopoglądowej, politycznej. Kto robi inaczej nie ma dla niego miejsca.
[2] Jerzy Nowosielski, „Nie ma zaś dobrego obrazu bez jego działania niewytłumaczalnego. Sztuka która powstała pod wpływem prądów zupełnie racjonalistycznych jest bezsilna.” Artyści mówią, wywiad z Elżbietą Dzikowską.
[3] Artur Schopenhauer, „O istocie sztuki”
[4] David Silvester, „Brutalność faktu, rozmowy z Francisem Baconem”, Zysk i S- ka Wydawnictwo, 1997r. str. 30
[5] Artur Schopenhauer „O istocie sztuki”, „Nie tylko filozofia, ale również sztuki piękne są w istocie nastawione na rozwiązanie zagadki bytu. W każdym bowiem umyśle, który choć raz oddał się obiektywnym rozważaniom nad światem, rodzi się głęboko nieraz ukryte i nieuświadomione dążenie do uchwycenia prawdziwej istoty rzeczy, życia, bytu”
[6]Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Wydawnictwo Święty Paweł.


poniedziałek, 12 maja 2014


















Miłosz Czesław

OECONOMIA DIVINA

Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili.
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Bóg Zastępów, kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im pozostawiając wnioski i nie mówiąc nic.
Było to widowisko niepodobne, zaiste,
Do wiekowego cyklu królewskich tragedii.
Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa,
Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa
Nagle zabrakło zasady i rozpadły się.
Nie we śnie ani na jawie, bo sobie odjęte
Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno.
Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazywało się pustką, dymem na kliszy.
Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń.
Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie.
Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły.
Ręka nie mogła nakreślić znaku palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa.
Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy.
Zabroniona była skarga, bo skarżyła się samej sobie.
Ludzie, dotknięci niezrozumiałą udręką,
Zrzucali suknie na placach żeby sądu wzywała ich nagość.
Ale na próżno tęsknili do grozy, litości i gniewu.
Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek i twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie.

Berkeley, 1973